Afera z udziałem Kingi Rusin i odpowiedzialność w internecie
W internecie zawrzało po umieszczonym przez Kingę Rusin poście o tym jak z powodu zagrożenia w Meksyku musiała odwołać wakacje. Post wygląda tak:
Skąd więc afera? W poście celebrytki pojawia się prosty komunikat: „Meksyk stanął na krawędzi krwawej wojny państwa z kartelami” i wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że nie jest to prawda. Mało tego, osoby mieszkające w Meksyku, które w komentarzach dokonały sprostowania zostały… zablokowane.
Zanim pokaże Wam komentarze podróżniczek, mieszkanek Meksyku i osób które zwracają szczególną uwagę na wiarygodność treści zamieszczanych w internecie pozwole sobie na podsumowanie i krótkie wnioski.
Influencerzy mają wpływ na opinię wielu osób. Nie można mieć do nich pretensji o popełnianie błędów w przekazie, bo każdemu z nas może się to zdarzyć. Usuwanie jednak i blokowanie komentarzy (nie hejtu, nie krytyki) tylko faktów, które mają naprostować przeinaczaną rzeczywistość jest bardzo niebezpiecznym zabiegiem tuszujących autentyczny stan rzeczy. Może to mieć istotny wpływ na podejmowane przez ludzi decyzje – w tym wypadku odwoływanie wyjazdów, ale może też napędzać niepotrzebną panikę.
Boicie się pojechać w jakieś miejsce, bo podobno jest niebezpieczne? Miało tam miejsce jakieś wydarzenie, zamach, katastrofa? To zabrzmi banalnie, ale odległość ma znaczenie. W przypadku powyższego wydarzenia, sytuacja w Meksyku nie zmieniła się, poza incydentami w jednym mieście/regionie, a odległość od niego do miejsc turystycznych była większa niż z Warszawy do Madrytu.
Uważnie filtrujcie informacje, które pojawiają się w internecie. To, że ktoś jest znany, nie znaczy, że jest autorytetem w każdej dziedzinie. Zerknijcie na komentarze osób mieszkających w Meksyku na post Pani Kingi Rusin.
Odpowiedzialność w internecie
Pamiętajcie o sprawdzaniu źródeł i rozeznaniu w sytuacji zanim zaczniecie zmieniać plany, bać się napędzać. Ta sytuacja przypomniała mi komentarz jaki usłyszała moja mama od osoby z naszej rodziny na wieść, że wyjeżdza ze mną do Tajlandii i Kambodży (byłyśmy tam kilka lat temu). Usłyszała, że przecież Kambodża jest niebezpieczna i jak możemy jechać tam same. Co w tym było najciekawsze – osoba, która to powiedziała NIGDY nie była w Azji, nie ma pojęcia o sytuacji w jakimkolwiek azjatyckim kraju, bo się tym nie interesuje, ale z góry założyła, że taki kraj jak Kambodża jest niebezpieczny.
Bądźcie rozsądni, podróżujcie bezpiecznie, ale nie dajcie się zwariować. Są dzielnice w moim mieście, które uważa się za niebezpieczne i tak naprawdę zastanawiam się czy w takim wypadku w ogóle powinnam ruszać się z domu. Gdzie jest granica rozsądku, a przesady i paranoi? Sama nie wiem.
Dajcie znać co myślicie 😉